|
http://weheartit.com |
Drogie przyszłe młode mamy- może lepiej tego nie czytajcie....
Na początek muszę zaznaczyć, że każdy z nas ma inne ciało, inaczej przebiega ciąża i inaczej wygląda poród każdej z nas.
Ten post to moje przeżycia, moje subiektywne odczucia i mój przebieg porodu.
Nie wiem jak inne młode mamy ale mnie bardzo interesował temat, jak boli poród, jak się zacznie i skąd będę wiedzieć, że to już teraz trzeba jechać rodzić....
Zaliczyłam szkołę rodzenia , warsztaty i było fajnie nie powiem, że nie... ale na pytanie o ból porodowy zawsze padała odpowiedź - DO PRZEŻYCIA...
Ostatni miesiąc ciąży był ciężki , byłam w szpitalu z nadciśnieniem, nie potrafiłam się sama przekręcić z jednego boku na drugi, ciężko było spać, oddychać- w ogóle funkcjonować...
Czekałam na skurcze albo odejście wód płodowych ale nic takiego się nie stało. Ja pojechałam do szpitala tydzień po terminie gdyż miałam trudności z oddychaniem - dziecko bardzo mocno uciskało w przeponę do tego stopnia, że nie mogłam nabrać powietrza - tak to czułam.
Pojechaliśmy zatem do szpitala jakoś ok 17.40, od razu kazali mi się na izbie przyjęć przebrać w piżamę i kapcie- zrobiłam to grzecznie.
Wzięto mnie na sale porodową , podłączyli mnie do aparatu na ciśnienie, kontrolowali tętno dziecka i zaglądano mi regularnie w kroczę - badania rozwarcia to żadna przyjemność, to boli!
Rozwarcie nie postępowało- a ja leżałam tak sobie na sali do 6 rano nie śpiąc ani minuty.
Kazali mi z torbą iść do pokoju i się rozpakować , stwierdzili, że jeśli poród sam się nie rozpocznie podejmą próbę wywołania porodu - w szpitalu na Lutyckiej podejmują 3 próby cało dniowe, każdą próbę oddziela dzień przerwy, jeśli się nie uda to wykonuje się cesarskie cięcie.
Byłam już nastawiona na wywoływanie, nie mogłam usnąć , ćwiczyłam oddechy i liczyłam ,że jednak uda się bez znieczulenia, samymi oddechami gładko przejść poród dla dobra maleństwa.
ok 10:15 zaczęłam czuć regularne bóle podbrzusza , pod sercem i w plecach- pomyślałam sobie, że to są skurcze! Spoko... nie są złe, najpierw co 15 min potem co 10min... było coraz boleśniej, już nie było mi do śmiechu. Złapałam lekarkę na korytarzu , kazała mi iść na 30 min pod prysznic i polewać się po brzuchu i po plecach ciepłą wodą, jeśli skurcze nie ustaną to mam się zgłosić i trafię na porodówkę.
Tak też było, wróciłam do pokoju, wezwałam tatusia Hani, informując go, że to już i ma się pospieszyć bo pewnie szybko pójdzie- tak byłam nastawiona pięknie i optymistycznie , mimo narastającego bólu.
Chwilę później już byliśmy na porodówce, rozwarcie 5cm , wody nie odeszły, czekamy i liczymy co ile skurcze...
Każdy skurcz bolał coraz mocniej ale oddychałam i nie było jeszcze tragedii, trwało to kilka godzin jakoś osiem ;/ ból zaczął się nie do zniesienia , z trudem wykonywałam oddechy- próbowałam to robić dla dobra Hani by się dotleniała , by było dobrze ale już nie mogłam poprosiłam o mocniejsze środki przeciwbólowe- dostałam wszystko co możliwe- ból nie ustawał i nie malał.
Nie miałam siły krzyczeć , po woli traciłam orientacje co się dookoła mnie dzieje,przyszła lekarka i przebiła mi błonę płodową, dopiero wtedy odeszły wody, oceniono rozwarcie 7,5cm , kazali mi się przekręcić na bok, ból który wtedy przyszedł można określić jako agonalny.
Potrafiłam jedynie, powiedzieć do Tomka , "przepraszam ale nie wytrzymam, kocham cie, zajmij się Hanią" , potem pamiętam jak mówiłam jedynie ciągiem " nie nie nienienienienienienienienie..."
Przyszło nagle dużo ludzi w białych fartuchach, kazali coś podpisać, chwilę później byłam już na sali operacyjnej, w szczytowych skurczach kazali siedzieć i się nie ruszać bo muszą się wkuć do znieczulenia zewnątrz-oponowego, udało się jakoś dopiero za 4 może 5tym razem.
W sumie myślałam ,że i tak umrę , potem przestałam czuć ból i całą resztę poniżej talli.
Czułam rozciągania i szarpania, po chwili zobaczyłam małe sine coś, nie płakało- to ona? To Hania, czekałam na ten krzyk.. w końcu się udało, zapłakała , potem już była spokojna , umyli ją zbadali , dali mi ją tylko pocałować w czółko i wywieźli z sali.
Mnie musieli jeszcze poskładać, pozaszywać i odstawić na sale intensywnej opieki poporodowej.
Czucie w nogach odzyskałam późno w porównaniu do tego, że niektóre panie już wstawały a były operowane po mnie a ja nawet nóg nie czułam. Już przychodziły czarne myśli ale się rozwiały gdy przyszło uczucie mrowienia w stopach.
Dalej to już tylko lejąca się krew po nogach na podłogę, ogromny ból brzucha przy każdym ruchu- naprawdę ogromny!
Nieprzespane kolejne 3 doby z malutkim płaczącym dzieckiem, problemy z laktacją , nieporadność i reszta przeżyć związana z połogiem.
Pierwsze tygodnie też nie były bajką, zwłaszcza, że chciałam sama się zajmować Hanią
gdyż uważałam, że dziecko najbardziej potrzebuje mamy w tym stresującym dla siebie okresie.
Reasumując :
Daliśmy radę!
Człowiek nie wie ile jest w stanie przeżyć do czasu aż przyjdzie mu urodzić dziecko!!!
Jak określić ból porodowy, do czego go porównać by zrozumieli go mężczyźni i kobiety które jeszcze nie rodziły? Podjął się tego zadania pewien neurolog - powiedział wyobraź sobie, że nagle , w jednym momencie, łamie się w twoim ciele 20 kości naraz!
Mamy mówią, że tego się potem nie pamięta , chyba troszkę kłamią skubane ;p
Kochane są mamy te nasze i my mamy i tylko my i one wiedzą i rozumieją to przeżycie
koszmarnie cudowne bym rzekła. ;)
Miłej niedzieli Kochani !
Buziaki ;***
Ps. Klikając OPUBLIKUJ , pomyślałam sobie.... zrobiłam to! Napisałam o tym! Ufff naprawdę potrzebowałam o tym napisać , podzielić się tym. Wybaczcie zatem jeśli forma dość chaotyczna, pisaniu towarzyszyły nie małe emocje ;*